
Nieodzowną, a najdostojniejszą część kostiumu w dawnej Polsce stanowiła broń. Inna była broń do boju, inna do
stroju; za panem, który przypasał bogatą karabelę, chadzał
wyrostek z drugą szablą, by ją podać zaraz, gdyby zaszła potrzebą użyć broni na serio. Nie dziw też, że szabla stała się
przedmiotem zbytku, który atoli nie poprzestał na niej samej,
ale przeniósł się także na inne przybory rycerskie. Szlachta
tak dalece lubowała się w bogatej i ozdobnej broni, że często
broń traciła już cechę oręża i stawała się rzeczą fantazji i teatralnej pompy. Król Stefan Batory, przybywszy do Polski,
gorszył się widokiem szlachty w szyszakach i pancerzach, na
których więcej było złota i srebra, aniżeli żelaza.
Był to objaw wrodzonego ówczesnym Polakom zamiłowania zewnętrznej świetności, podniecanego ustawicznie wpływem wschodu, tej ojczyzny broni fantastycznie bogatej. Nigdzie
też w Europie nie spotykamy takiego zbytku w broni jak
w Polsce, a mamy tu na myśli zbytek materialny, bo zbytek
w dostojniejszym znaczeniu, zbytek artystyczny, był na tym
polu wspólną cechą wszystkich narodów wysokiej kultury aż
do końca XVIII wieku; panował we Włoszech, Francji i Niemczech. Ale podczas gdy w tych krajach płatnerz i miecznik
zdobił broń rzeźbą i inkrustacją, a więc sposobami prawdziwie artystycznej natury, pozostawiając żelazu i stali to dominujące znaczenie, jakie się im należy, w Polsce obok wszystkich powyższych sposobów zdobnictwa używano tyle złota,
tyle drogich kamieni, że stal na zbroi, głownia u szabli stawały się rzeczą drugorzędną, a sam ornament celem.
W inwentarzach magnackich i szlacheckich spotykamy
przyłbice i szyszaki ze szczerego srebra, grubo pozłociste, sadzone drogimi kamieniami. Takim samym przepychem uderzały tarcze, a zwłaszcza tzw. kałkan, bardzo ulubiony w Polsce: tarcza pleciona z figowego pręcia, owiniętego w barwisty
i wzorzysty jedwab, której metalowy środek, czyli tzw. uchwyt,
inaczej cyrkuł (rzymskie umbo), kuty ze szczerego złota lub
srebra, bywał często prawdziwym klejnotem, tyle drogich kamieni składało się na jego ozdobę. Taka tarcza była raczej
kosztownym sprzętem dekoracyjnym, ozdobą kostiumu, konia
lub też ściany, aniżeli ochronną bronią; szlachcic wieszał ją
nad łóżkiem, tuż pod ryngrafem z wizerunkiem Bogarodzicy,
jechał z nią na „okazowanie", wieszano ją pod czapką z białymi piórami przed namiotem hetmańskim, upinano u boku konia, na wjazdach uroczystych.
Prawdziwym cackiem, a zarazem reprezentacyjną ozdobą
rycerską był sajdak, czyli kołczan, który mimo coraz większego
udoskonalenia broni palnej nie wychodził bardzo długo z używania, jak w ogóle jeszcze po sam koniec XVII wieku całe
chorągwie polskie, zwłaszcza tzw. wołoskie, uzbrojone były
łukami. Nawet jeszcze w ostatnich latach XVIII wieku wielu
ze szlachty chadzało z sajdakami, które prawie aż do ostatecznej zagłady staropolskiego obyczaju zachowały tradycyjne znaczenie rycerskiego godła. Sajdak bywał albo ze skóry, albo
z drzewa, albo też z kruszcu. W pierwszym wypadku zdobił
go bogaty haft z ciągnionego złota lub srebra, w drugim przybierał nazwę łubia, a kryty był srebrną blachą lub aksamitem i miał
ornamentację najrozmaitszej techniki; w trzecim na koniec kruszec bywał szlachetny, a złoto i srebro było kameryzowane turkusami, almandynami, a niekiedy i droższymi nad nie kamieniami, jak tego liczne przykłady spotykamy w inwentarzach i testamentach.

Do najokazalszych i najkosztowniejszych przyborów reprezentacyjno-kostiumowych należały buławy i buzdygany,
które z rzeczywistej ongiś wojennej broni obuchowej (masse
de guere, Streitkolben) stały się już tylko odznakami wojskowej hierarchii, aż w końcu i u nas w Polsce i to znaczenie
straciły, skoro znajdowały się w kilku nawet egzemplarzach
w każdym niemal znakomitszym domu szlacheckim, mimo że
nie było w nim nigdy ani hetmana ani regimentarza. Z inwentarzy, z portretów, z rycin, z opisów, przechowanych odnosi się wrażenie, że, kto chciał, ten nosił te odznaki, choć się właściwie należeć powinny były tylko
starszyźnie wojskowej. Gdzie jednak armia była improwizowana, tam oczywiście nie brakło także improwizowanych wodzów, regimentarzy, rotmistrzów.
Buława nie ulegała znaczniejszym zmianom co do formy,
tylko gałka, w regule kulista, przybierała czasem kształt owalny;
za to buzdygan miał wiele form rozmaitych, najbardziej zaś
z nich typowa i niejako zasadnicza była tzw. pierzasta, która
polegała na tym, że główka buzdygana składała się z sześciu
lub siedmiu tzw. piór, wpuszczonych w trzonek; inne, także
często używane formy, nie miały piór i przypominały gruszkę
sześciościenną, latarnię, berełkową głowicę itp. Najskromniejszą, ale w znaczeniu artystycznym najszlachetniejszą ornamentacją buław i buzdyganów była inkrustacja, czyli tzw. tausia
złota lub srebrna, jeżeli były żelazne; niello zaś, czyli jak tę technikę nazywano w Polsce: blachmal, jeśli były srebrne lub
pozłociste. Żelazne obywały się zazwyczaj bez drogich kamieni, co najwyżej sadzone były turkusami; srebrne i pozłociste, oprócz rzeźby i rytowanych ornamentów, obsypywano
nierzadko diamentami, rubinami itp., niekiedy zaś, i to często, jak świadczą zabytki i inwentarze, buławy i buzdygany
robione były całe z półszlachetnych kamieni, z agatu, górskiego kryształu, jaspisu.

Nad tymi wszystkimi kostiumowo-rycerskimi przyborami
górowała jednak szabla. Szyszak, pancerz, sajdak, buzdygan,
tarcza, służyły tylko na uroczystościach, przy ceremoniach
i obchodach publicznych, szabla była codzienną towarzyszką
i niezbędną zawsze i wszędzie: w kościele, w domu, w gościnie, w podróży, na sejmiku, na targu, na weselu, pogrzebie,
bankiecie. Nie dziw też, że ona przede wszystkim stała się szczególnym przedmiotem zbytku, mody, amatorstwa. Przechodziła
przez rozmaite zmiany rozmaitymi czasy, ale to nie przeszkodziło, że się wyrobił pewien stały typ polskiej szabli, ostatecznie
mało co zależny od wpływu obyczajów postronnych tureckich,
węgierskich i niemieckich, choc wpływ ten w pewnych porach bardzo był widoczny. Nawet kaprysy mody nie przeobrażały radykalnie najgłówniejszej rzeczy, poprzestawały na pewnych odmianach rękojeści, na rozmiarach, na pochwach
i okuciu, na sposobie upięcia i materiale tych łańcuchów,
pasków, rapci, sznurów i pendentów, które z tą rozmaitością
nazwy przybierały także rozmaitość formy, a czasem nawet i osobne znaczenie, bo np. wiemy, że na znak akcesu do
konfederacji wojskowej upinano w odrębny sposób szable na
paskach. Według pewnych odmian rozróżniamy do dziś szable Batorówki, Zygmuntówki, Augustówki, nazwane tak od
królów, pod których panowaniem weszły w używanie.
Odmiany szabli, albo powiedzmy raczej, jej style, zależały
przeważnie od krzywizny głowni i od formy jelca, czyli rękojeści; ze stanowiska zaś broni siecznej, a więc niejako technicznie, rozróżniano trzy główne rodzaje: koncerz, pałasz i szablę. Wszystkie inne nazwy były tylko synonimami albo zaznaczały pewne odmiany nieistotne; kordimultan np. oznaczał to samo co pałasz; ordynka, szerpentyna, karabela itp. były to szable odmiennej krzywizny. Koncerz, tak zwany od
tureckiego kandżara czyli hanczara, choć wcale do niego nie
był podobny i przypominał formą raczej miecz bez krzyża
u jelca, figurował tylko na koniu, przytroczony do rzędu;
cechą pałasza była głownia prosta, długa i bardziej obosieczna;
szabla była zawsze krzywa, z turecka bardzo, z polska lekko
krzywa i tylko w trzeciej końcowej części obosieczna. O ile
była i jest bronią czysto kostiumową, szabla polska nosi dziś
nazwę prawie wyłączną karabeli, ale nazwa ta, bardzo mało
zwyczajna jeszcze w XVII wieku, utarła się i weszła w powszechne używanie dopiero w ciągu XVIII wieku - rzecz o tyle dziwna, że powstała bardzo wcześnie, miała bowiem
wziąć swój początek od niejakiego Karabela, który na dwór
królewski jeszcze w r. 1496 wprowadził bardzo lekką i strojną,
po dzisiejszemu mówiąc, salonową szablę, małpującą oręż
prawdziwy.
Na kostiumowej szabli polskiej koncentrował się wszystek
zbytek, jaki się roztaczał na przyborach, o których mówiliśmy
wyżej.

Wszystkie techniki artystycznej ornamentacji składały
się na jej wyposażenie: inkrustacja, rzeźba, rytowanie, niello i kameryzacja drogimi kamieniami na złocie i srebrze; nie
miecznik, ale złotnik i jubiler wysilał się na jej ozdobienie.
Do jakiego zdumiewającego stopnia dochodził ten zbytek, czego mamy w źródłach bardzo liczne przykłady; dość z nich przytoczyć kilka bez wyboru. W dubieńskim zamku Ostrogskich
była szabla otaksowana na 6000 talarów; szablę Ossolińskiego
przy wjeździe do Rzymu szacowano na 20.000 zł.; wojewoda smoleński Firlej płaci Gabryelowi Dobrogostowi, złotnikowi
lubelskiemu, dwanaścieset zł., a więc nawet przy ówcześnie
bardzo niskim kursie złotego przeszło 5000 za samą robotę od
oprawy szabli, a cóż dopiero kosztować musiał materiał, użyty
przy tej robocie, skoro czytamy w jej opisaniu, że, montowana
w szczerym złocie, ozdobiona była nie tylko emalią, ale osypana rubinami i diamentami, a z rubinów niektóre miały wielkość migdała.
Jak szabla tak i czekan towarzyszył zawsze szlachcicowi.
Nazwę czekana wywodzą niektórzy z węgierskiego, mylnie
wszakże, bo jak sam czekan tak i jego nazwa przyszła do
Polski i Węgier ze W schodu, gdzie ta broń nazywała się dżukan.

Na zachodzie znana była pod nazwą marteau d’arm es,
horsm anhammer, a używała jej jazda; w Polsce służyła za
broń i laskę zarazem. Jakoż czekan taki, jaki noszono u nas,
był i wygodną do opierania się laską i straszną bronią przy
zwadzie, tak niebezpieczną, z tylu krwawych i śmiertelnych
wypadków osławioną, że trzema konstytucjami z lat 1578,
1601 i 1620 zakazano mieć ją przy sobie na miejscach publicznych pod karą dwóchset grzywien. Czekan był laską najczęściej bardzo ozdobną, drutem srebrnym lub stalowym okręconą, której rękojeść stanowiło żelazo z jednego końca w obuch, czyli młot, z przeciwnego końca w długi, ostry i spiczasty
grot, czyli tzw. nadziak zakończony, a cios zadany jednym
czy drugim końcem, jeśli ugodził w głowę, albo ciężko ranił, albo na miejscu zabijał. Przy uroczystych wjazdach i obchodach
przytraczano bogato złotem nabijane czekany, po równo z koncerzem i tarczą, przy rzędach na koniach; świta wielkopańska,
jeżeli miała na sobie kolczugi, trzymała je jak szablę przy
ramieniu, żelazem do góry.
Wpływ Turcji na broń utrzymywał się statecznie w pewnej mierze, zmniejszył się jednak bardzo znacznie za panowania ostatniego Jagiellończyka i za dynastii Wazów, ustępując coraz więcej pola wpływom zachodnim, i niewątpliwie
nie byłoby nam pozostało tyle wybitnych jego śladów, gdyby
w ostatnich latach XVII wieku zwycięstwa Jana III nie zasypały były nagle całej prawie Polski niezmiernie bogatym
łupem broni, rzędów, szat, sreber, kobierców, naczyń i sprzętów
tureckich, które ozdobiły nie tylko zamki wielkopańskie, ale także dwory i dworki szlacheckie nadały strojowi i urządzeniu
mieszkań uderzające piętno wschodu. Była to niejako nagła
orientalizacja smaku polskiego. Zwyciężona i upokorzona
Turcja wywarła w przeciągu kilku lat więcej wpływu na fizjognomię obyczajową szlachty, aniżeli przez setkę lat wywierała groźna i zwycięska.
Władysław Łoziński: "Życie polskie w dawnych wiekach" Lwów, 1911 r.
Okazanie - przegląd pospolitego ruszenia.
Kameryzować - wysadzać drogimi
kamieniami.
Inkrustacja - wykładanie przedmiotów złotem, hebanem, mozaiką.