Kościół Bożego Miłosierdzia
Kiedy byłem małym chłopcem
obce napisy niewiele mówiły
Po latach spadające liście
zamieniają się w szelest słów:
Wojtech Husek
Ulrich Greogor
Nieizwiestnyj sołdat
Paul Hadamczik
Filomena Zalewska
Czas pochyla krzyże
nie wybiera nie dzieli
Leżą obok siebie
przykryci bliznami ziemi:
Czech ze Słowakiem
Żyd z Niemcem
Rosjanin z Polakiem
Czy pojednani w zaświatach zdołają
zesłać na żywych proroczy sen
o nowej Europie
a jeśli nie
to czy tylko wojna dać może
nowych narodów początek
a może jabłoń
kwitnąca na cmentarnej łące
Nad ludzkim losem pochyla się
Kościół miłosierdzia
Brzeg, 1991 r.
z tomiku:
II Najazd Poetów na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu
Brzeg, 21 września 1991 r.
Opisanie świata
Na początku
to tylko mała płaszczyzna
pomiędzy płotem a furtką w ogrodzie
przez która mały brzdąc wychyla głowę
aby uciec nad brzeg strumienia
do królestwa żab, ryb i ślimaków
oraz wszystkich baśniowych stworzeń
wyśnionych przez Celnika Rousseau
dopiero po kilku latach
nauczyciel dodaje trzeci wymiar
ale z czasem staruszek globus
zostaje zamieniony na zieloną piłkę
zatrzymaną przez astronautów
w kolorowym kadrze wszechświata
Starożytnemu mędrcowi
wystarczyło spojrzeć ku gwiazdom i zmierzyć po łuku
czas podróży kupieckich karawan
nam potrzeba było dwóch tysięcy lat
a dziś
kiedy znamy dokładne sposoby
definiowania i pomiaru świata
okazuje się nagle
że najnowsze parametry
stają się bezradne
wobec ślepo wirujących ludzi
z tomiku "Opisanie świata" Wrocław 1991 r.
Sen o domu
Jasiowi Rylce z Jabłonkowa
Zmierzcha. Spoglądamy ze szczytu. U stóp Kozubowej
rozbłysnęły światła. Naszyjnik z owoców jarzębiny.
Dar ziemi, dar słońca, skrwawionego o zachodzie
na włóczniach świerków, wspinających się ku niebu
jak dusze czyśćcowe znad mrocznego łożyska rzeki,
toczącej młyńskie koła czasu na przekór wskazówkom
nieruchomym na wieży jabłonkowskiego kościoła.
Daremnie wypatrujesz świateł domu ojców. Opoka była
twarda jak kamień. Przetrwała wojny, powodzie, ale pokonali
podstępem - ciemni, mali ludzie. Kiedy przysięgali
Złotemu Cielcowi miłość po wieczne czasy - runęły ściany,
dach, drzewa wykarczowane w ogrodzie...
Z dziedzictwa pozostała garść popiołu. Wzlatuje feniks
wspomnień. Zielone pędy marzeń karmią się skrywaną łżą.
lub drżeniem serca na widok mglistych wierchów
wiekuistej ciszy, skąd we śnie przychodzą cienie przodków.
Musisz wypełnić przykazanie. Zbudować dom nad rzeką,
gdzie studnia wezbrana gwiazdami i gniazdo bocianie.
Zanim strzecha ku górze strzeli - kładę na początku
słowo - kamień węgielny poety.
z tomiku "W stronę życia" V Najazd Poetów na Zamek Brzeg 1994 r.
Modlitwa za Kresy
Panie, daj powrócić na Kresy,
do miast magicznych, do Wilna, do Lwowa,
spraw jednak abym nie zranił nikogo -
albowiem nie pragnę władzy ani ziemi,
chcę tylko spojrzeć w gwiazdy nad Prutem,
zaczerpnąć zdroju ze studni Syrokomli,
w cieniu dębu odpocząć w Zułowie.
A w Kołomyi, w Śniatynie,
gdzie gwiazdy z ziemią zrównane,
spraw abym jak aniołowie z Nazaretu do Loreto
przeniósł na Śląsk z popiołu wskrzeszony
święty dom moich dziadków -
cztery ściany pamięci okryte dachem nieba,
gdzie jak niegdyś drzwi będą otwarte
dla rodziny ubogich chasydów,
szukających kryjówki przed pogromem,
dla młodej Rosjanki, co podczas głodu
uciekła z kołchozu na polską stronę,
dla węgierskiego oficera,
który pozwolił rozdać razowiec
nędzarzom za murami wojskowej piekarni.
Oni wszyscy już dawno umarli i nie ma nikogo,
kto zdoła potomnym przekazać świadectwo,
dlatego zapisuję opowiadania mojej babci -
pierwszego nauczyciela tego, co zwykli teraz zwać
naszym wspólnym domem, tolerancją albo Europą.
Starcy prosto tłumaczą odwieczne prawdy,
kiedy książęta ze szklanej kuli w uczony sposób
usprawiedliwiają rzezie małych narodów
skazanych na pastwę tyrana.
Babcia płacze,
mówiąc, że do Śniatynia
nie ma po co już wracać:
nasz dom jest cudzym domem
a na starym cmentarzu
wyrosły betonowe bloki.
Zasłuchany w słowa skargi,
nie dostrzegam jak noc skrada się do okien,
znowu będę karmił cienie okruchami wierszy,
aż po świt, kiedy przyjdzie ujrzeć
słońce wschodzące nad Kresami.
Do Kołomyi jest tak daleko,
a ja wciąż na połoninach Vincenza
oddycham wiatrem niosącym zapach żywicy,
zasłuchany w przyśpiewki Hucułów
schodzących z gór na bazar w Kosowie.
Po chwili, znużony bezsennym czuwaniem,
kładę głowę pośród rozsypanych kartek.
W moich snach żywi i umarli
budują wieżę z kości słoniowej
dla przyszłych pokoleń.
z tomiku: "Słowo jest odsłoną człowieka" VI najazd Poetów na Zamek październik 1995 r.
https://soundcloud.com/jolanta-krzewicka-828437013/record20171011194930
Koniec wieku
O poeci
nie dajcie się zwieść
w noc sylwestrową
wrzaski pijanego motłochu
nie przesłonią znaków
lasy płoną
ziemia drży
rzeki występują z brzegów
od wschodu do zachodu
kłamstwo zamiast słowa
żelazo zamiast chleba
historia hańby powraca
Barabasz z woli ludu
został obrany trybunem
Judasz Iszkariota
po mistyfikacji samobójstwa
otrzymał wizę do obcego kraju
gdzie pomnaża srebrniki
a Poncjusz Piłat
emerytowany urzędnik
w zaciszu atrium spisuje pamiętniki
aby dać świadectwo
przepowiednie z Medziugorie
ze szczytów gór
spływają ku dolinie
strumieniami krwi
i choć z dala
od tamtej krainy
trwa beztroski karnawał za obojętność i milczenie
nie będzie rozgrzeszenia
aż do bólu zaciskam palce
na butelce szampana
i o granit bruku
trzaska po chwili
szkło rozpite w rozpaczy
Brzeg Rynek - ratusz 1.01.1994 r.
z tomiku "Miejsca liryczne" Brzeg 1998 r. VIII Najazd Poetów na Zamek Piastów