11 marca 2020

Wirusy - kilka refleksji praktycznie


Od powietrza, głodu, ognia i wojny...

W liturgii Kościoła rzymskiego hymn Święty Boże występuje podczas nabożeństwa Wielkiego Piątku, tj. uroczystej liturgii popołudniowej ku czci Męki Pańskiej, jako część tzw. lamentacji towarzyszących adoracji krzyża. W polskiej tradycji kościelnej hymn jest pierwszą częścią suplikacji, śpiewanej m.in. w trakcie uroczystości pogrzebowych, mszy za dusze zmarłych, w ramach Gorzkich Żalów, procesji na Boże Ciało, a także w intencji ochrony przed klęskami żywiołowymi.

Suplikacja zaczyna się od inwokacja:

Święty Boże,
święty, mocny,
święty a nieśmiertelny,
zmiłuj się nad nami! 

Od powietrza, głodu, ognia i wojny
Wybaw nas Panie!
Od nagłej i niespodziewanej śmierci
Zachowaj nas Panie!
My grzeszni Ciebie Boga prosimy
Wysłuchaj nas Panie!

 ***

Czy pobożna modlitwa uchowa nas od skutków działania wirusa, którego rozpowszechnianie mamy okazję obserwować z dostarczanych nam codziennie informacji w mass mediach? Na pewno gorąca modlitwa jest tym, co może w niejednym tragicznym momencie naszego życia sprawić cud. Tak. Poza tym pozytywne myślenie praktycznie chroni od nadmiernego stresu, frustracji i lęku, który wprowadza najdokładniej w depresję.  Kwestia wiary - prawdziwej, głębokiej i bezapelacyjnej ma fundamentalne znaczenie. Ale jest i wymiar praktyczny, z którym musimy się w życiu mierzyć. W kwestii wiedzy warto zwrócić uwagę na dwie sprawy: media informują o społecznym zasięgu wirusa na tyle, na ile chcą, mogą i potrafią, a my albo wierzymy na kredyt nie sprawdzając co i jak - bo nie ma szans na to - myśląc, że jednak to jest na serio, albo nie do końca dowierzamy, czując że to jakoś jest nadęte.
W każdym razie tego rodzaju sytuacja zmusza do samodzielnego rozeznania sytuacji: czy to już dotyka nas osobiście, czy może nas potencjalnie dotknąć i zaangażować w stopniu, którego się nie spodziewamy.

Zachorować może każdy. Jak nie na ten, to na inny wirus. Jak nie na sztucznie wyprodukowany, to na ten, których w naturze nie brakuje. Niby nie ma różnicy, ale jednak. Mogą działać dodatkowe czynniki, o których nic nie wiemy, albo jakoś je intuicyjnie wyczuwamy. Zawsze sytuacja może nas zaskoczyć. Może się okazać, że na nasze zdrowie będzie miało wpływ zupełnie coś innego, a wirus zadziałać może jak katalizator, który uruchamia splot nieszczęśliwych zależności. Koniec końców może przyjść śmierć.

A więc jak sobie radzić - kiedy sytuacja, w której ktoś nieopatrznie poczęstuje nas niechcianym wirusem stanie się faktem.

Dlatego zawczasu - trzeba myśleć jak postępować, by uniknąć choroby. To jest kwestia odporności organizmu - trzeba zadbać, by dostarczyć w pożywieniu dość dużo witaminy C, witaminy D3, witaminy A i ogólnie mikro i makroelementów. Trzeba wzmacniać kondycję i odporność organizmu.
Potrzebujemy codziennie budować naszą kondycję fizyczna i psychiczną, bowiem jest rzeczą już zbadaną, że stres sprawia, że organizm staje się podatny na wszelkie zachorowania. Unikać głębokich stresów, takich, które mogą nas paraliżować w myśleniu i działaniu.
Unikać szczególnie ryzykownych zachowań w zakresie używek.
Każdego rodzaju uzależnienie - może się okazać gwoździem do trumny. Nie tylko alkohol, tytoń i narkotyki wywołują uzależnienia. Okazuje się, że i glukoza może działać jak narkotyk - o czym przekonują się ci, którzy nie mogą oprzeć się słodyczom.
Dlatego okres Wielkiego Postu ma nie tylko duchowy ale i swój i praktyczny wymiar. Trzeba się miarkować - by nie dawać się uzależniać. To jest budowanie zdrowej wewnętrznej siły. Zagrożeniem możemy być dla siebie sami bez udziału osób trzecich. 

Dlatego trzeba dbać o właściwe pożywienie: przede wszystkim jeść rzeczy świeże, w miarę możliwości pochodzące ze sprawdzonego źródła - producenta. Więcej zastanawiać się nad tym, co się i gdzie kupuje. Lepiej zjeść mniej, lecz produkty wartościowe. Naturalne niż wysoko przetworzone. Lepiej ugotować samemu, zwłaszcza gdy wiesz na pewno, co jesz.

Nad warzywami czy owocami, jeśli wyglądają nienaturalnie pięknie - warto się zastanowić. Nie jest łatwo takie pięknie wyglądające warzywa wyprodukować, potrzeba do tego sporo chemii, która tak czy inaczej trafi do naszego żołądka, do naszego organizmu. Nie to złoto, co się świeci.  Żywność produkowana w masowej skali nie musi być skażona chemikaliami szkodliwymi dla zdrowia, ale zawsze warto zwracać uwagę co i od kogo się kupuje, skąd te produkty pochodzą. Jak to jest produkowane, a zwłaszcza jak zabezpiecza przed gniciem i zepsuciem. Jak długa jest droga między producentem a konsumentem. O tym powinni chwalić się producenci. To ich obowiązek - żeby pokazać, że swoim klientom nie szkodzą. To jest bardzo ważne, żeby kupować sprawdzone marki, sprawdzonych producentów lub po prostu producentów, o których mamy pewność, że nie oszukują. Dlatego należy reklamować produkty, jeśli jest taka potrzeba. Czytać etykiety i sprawdzać, czy to, co na nich jest napisane, polega na prawdzie.

Zaufanie jest dobre, ale kontrola jeszcze lepsza.

Zanim wsadzisz coś do koszyka na zakupach zastanów się dwa razy co kupujesz - czy czasem to nie jest coś, co będzie odbierać tobie lub twojej rodzinie zdrowie.
A więc potrzebna jest wiedza. Nie bądź głupi wydając swoje ciężko zarobione pieniądze.

To również sprzedawca powinien być gwarantem, że to, co wystawia do sprzedaży nie będzie szkodzić klientom, jednak nie zawsze jest tym gwarantem.
O tym, że nim nie jest - łatwo się przekonać, bo sprzedawca ma podstawowy interes w tym, żeby jak najwięcej sprzedać towaru, zwłaszcza, kiedy jego dochód stanowi marża od produktów. Owszem ma interes także w tym, żeby mieć stałych klientów - ale tego nie muszą się obawiać, kiedy nie mają konkurencji.
Więc lepiej kupować tam, gdzie jest większa konkurencja,  tam jest wybór, albo sprzedawca jest wiarygodny, bo gwarantuje, że nie daje klientom pozbawionego jakości "badziewia". 

Jeśli ktoś zarabia mało, jest oczywistością, że będzie patrzył na cenę produktów - a to jest prosta furtka do tego, by za niską cenę sprzedawać rzeczy produkowane na skróty - bez odpowiedniej jakości. Niska cena oznacza, że coś zostało wyprodukowane albo kosztem wynagrodzenia za ludzką pracę albo technologia produkcji jest ukierunkowana na niską jakość, albo jedno i drugie. Tak czy inaczej nienaturalnie niska cena może oznaczać oszukiwanie przede wszystkim klienta. 

Więcej uczciwości na pewno się opłaca w dłuższej perspektywie. Stali producenci, stali sprzedawcy, stali klienci. Tak się budują łańcuchy dostaw, tak ważne także w lokalnych małych społecznościach.

Ale wróćmy do sedna sprawy - wirusy.
Otóż żeby się zabezpieczyć przed zarażeniem, trzeba zachować higienę i kulturę osobistą. Nie warto niepotrzebnie narażać siebie i innych, ale ... czy aby na pewno jest powód do tak radykalnych metod jeśli chodzi o wzajemną izolację.  Pamiętajmy co się działało z ludźmi chorymi np. na trąd.
W jaki okrutny sposób w dawnych wiekach obchodzono się z chorymi. Izolowano ich i z reguły już nie leczono. Przepisy regulujące życie wśród Żydów w czasach Chrystusa były bezwzględne. Równie okrutnie obchodzono się z ludźmi chorymi na trąd np. w Indiach, wśród których pracowała siostra Teresa. Chorych pozostawiano na pastwę losu bez żadnego prawa  na tragiczną śmierć przy kompletnej izolacji. Historia kolejnych chorób zakaźnych, jakie przechodziła ludzkość wcale nie była lepsza.
Jeżeli ludzie mieliby umierać z powodu nieznanego dotąd wirusa, a zagrożona miałaby być cała populacja, to w jaką stronę zmierzamy? Kolejnych totalitarnych eksperymentów?
Pytanie wydaje mi się zasadne: ludzie ciężko chorzy mieliby umierać w godnych warunkach w kontakcie z osobami, które je kochają, czy na wysypisku śmieci, porzuceni, zostawieni samym sobie  i odizolowani od jeszcze zdrowych?
Staram się myśleć pozytywnie i nie chcę sobie wyobrażać sytuacji, w której podstawowe antidotum na chorobę dla przykładu Vitamina C byłoby dostępna jedynie dla zdrowych i bogatych, a reszta miałaby się między sobą bić  o mniej lub bardziej skażone jedzenie.  A ludzie nie z powodu wirusa ale nadzwyczajnej depresji umieraliby nagle na stojąco, na ulicy, tak więc nikt by nie wiedział kto zarażony wirusem umarł, a kto z powodu ciężkiej depresji.

Ja jednak wierzę, że tak jak po nocy przychodzi dzień, tak też po  epidemii wróci równowaga i to, co po drodze zostanie zdemolowane, da nam wyzwanie do budowania nowego świata, a my wyjdziemy z tego silniejsi i bardziej odporni. Może musimy przez tę epidemię przejść, by nabrać więcej szacunku do siebie wzajemnie.




06 marca 2020

Złote myśli

Jedyną przyczyną złych rzeczy, która hańbi człowieka
jest próżniactwo.

Bolesław Prus

Bieda temu dokuczy, kto się z młodu nie uczy

Henryk Sienkiewicz

Zielone drzewo jest piękniejsze od nagich konarów
a wesoły człowiek jest lepszy od ponurego

Bolesław Prus

Cudze kraje znajmy, ale swój kochajmy


Jesteś bogaty, jeśli jesteś szczęśliwy i zadowolony z tego, co masz


Największy skarb


Największym skarbem, to szlachetność duszy
Ten go zdobywa, kto słabość kruszy
I do skarbca swych duchowych zdobyczy
Potęgę woli, siłę, hart i męstwo wliczy


20 lutego 2020

Kuchnia uniwersalna z 1910 r. - Marya Ochorowicz-Monatowa


Ogólne uwagi o przyrządzaniu ryb. 


Kupowanie i wybieranie ryb. 

Najlepiej jest kupować ryby żywe, ale nie dla wszystkich jest to dostępne z powodu, że są znacznie droższe.  Trzeba dobrze uważać, aby wybierać ryby świeże, bo stare i nadpsute są wprost trucizną i najbardziej dla zdrowia szkodliwe. Świeże ryby poznaje się po krwisto czerwonych skrzelach i wypukłych szklących oczach. Ryby nieświeże mają oczy wpadnięte w głąb, a skrzele bladą lub bardzo ciemną o brudnym kolorze. Smaczniejsze są o wiele mleczaki, łatwo je rozpoznać, bo są zwykle cieńsze od ikrzaków. II. 

Zabijanie, sprawianie i solenie ryb. 

Zabijając żywą rybę trzeba najpierw ogłuszyć ją silnem uderzeniem żelazną pałką lub młotkiem w głowę, a potem szczególniej większe ryby i liny, które mają bardzo twarde życie, dobić ostrym i cienkim nożem, wbijając ostrze między głowę i kość stawową, t. j. na poprzek u samego grzbietu, gdzie się głowa zaczyna. Po zabiciu należy ostrym nożem dokładnie rybę oskrobać z łuski, a liny, które mają podwójną skórę, przed oskrobaniem sparzyć, trzymając je nie dłużej jak pół minuty w wodzie, bo się skóra przeparzy i przy skrobaniu łatwo się rozdziera. Zanurzywszy tedy zabitego lina w kipiącej wodzie, trzeba go przykryć i pokrywę mocno przez ścierkę przytrzymać rękami, często bowiem na godzinę wprzód zabity lin, włożony do gorącej wody, gwałtownie jeszcze podskoczy do góry i wyleci na blachę, albo rozchlapując wodę, sparzyć może osobę stojącą przy kuchni.
 W ę g o r z a się nie oskrobuje, lecz ściąga z niego skórę, która jest bardzo gruba, a że go trudno zabić, trzeba 249 go najpierw uśpić w następujący sposób: Włożyć go do głębokiego naczynia, do litra octu wsypać pół funta soli, wymieszać, a gdy się sól rozpuści, zalać nim węgorza, przykryć szczelnie lub zawiązać; po kilku minutach węgorz żyć przestaje. Wtedy powiesić go za głowę na haku, nadciąć przy głowie naokoło skórę i podkroiwszy nożykiem, odwinąć i ściągnąć aż do samego ogona. Rybę się sprawia rozcinając śpiczastym nożem skórę wzdłuż brzucha. Uważać przytem należy, aby żółci nie rozgnieść, dlatego lepiej jest zaczynać rozcinać nie od głowy, lecz od ogona ku głowie, gdyż żółć jest przy samej głowie. Po wyjęciu wnętrzności, oddzielić ikrę, mleczko i  wątróbkę, od której żółć ostrym nożem z całym workiem odciąć i wraz z kiszkami wyrzucić. Rybę wymyć i opłukać w kilku wodach a potem nasolić. Jeśli ma być kilka dni przechowaną, to po wyjęciu wnętrzności nie należy jej płukać, lecz od razu posolić solą prażoną, tj. wysuszoną na patelni, trzymając ją tak długo na patelni, aż trochę zżółknie i przestanie trzeszczeć - przed użyciem zaś dopiero wypłukać dobrze i wymyć. W ten sposób można przechować rybę w lodzie lub w piwnicy przez kilka dni, nawet w lecie będzie zupełnie świeża. 

Gotowanie i duszenie ryb. 

Ryby gotują się pokrajane w kawałki, jeśli się w całości nie zmieszczą w naczyniu, lub koniecznie w całości o ile mają być podane na większem przyjęciu. Taka duża sztuka powinna być gotowana w specyalnej do ryby podłużnej wanience blaszanej, z podwójnem dnem druszlakowem, na którem po ugotowaniu rybę się wyjmuje. Do gotowania morskiej ryby Turbot'a, ponieważ jest krótki a szeroki, musi być wanienka obstalowana podług kształtu tej ryby. Wszystkie ryby należy gotować na wolnym ogniu powoli, aby tylko mrugały, gdyż silnie gotowana łatwo się rozgotuje, rozpadnie w kawałki i staje się niesmaczną. Smak na każdą rybę trzeba nagotować wpierw, dając dużo bardzo włoszczyzny, cebuli, a przy końcu trochę korzeni, a gdy się dostatecznie nagotuje, przecedzić go i w gotujący się smak, ta.\ aby ryba była przykryta, włożyć takową grzbietem do góry.


A gdy się w tej pozycyi utrzymała można roztworzyć brzuch i włożyć na poprzek kilka kawałków płaskich drewienek; aby się nie rozleciała związać ją kilka razy paskami z muślinu, które po ugotowaniu przeciąć i ostrożnie wysunąć. Duszoną rybę czy to w całości czy pokrajaną w dzwonka, ułożyć ciasno w naczyniu, dodać łyżkę masła, zalać białem winem i odrobiną smaku z włoszczyzny i dusić bardzo wolno pod przykryciem. uważając również, aby się nie rozgotowała. Zarówno gotowane jak i duszone ryby, podaje się z najrozmaitszemi sosami zimnemi i gorącemi, które można wybrać sobie do gustu i smaku w spisie sosów.

19 lutego 2020

Polska prasa II RP - w rocznicę bitwy 1920 roku


HISTORYCZNE MOMENTY

OMYŁKA. Mawiają o mnie niektórzy, iż miewam pomysły, które innych głów nie czepiają się i że niekiedy wystrzelam z propozycjami osobliwemi. Nie wiem, czy martwić się takim osądem, czy być zeń zadowolonym. Szanowni czytelnicy zechcą rozstrzygnąć. Czy mylę się wbrew nawykowi powszechnemu, proponując zmianę pewnego określenia, które utrwalić się może w historii. Propozycja ta od dawna natrętnie i uparcie narzuca mi się jako konieczność oczywista. Gdy zwłaszcza teraz, z okazji dziesięciolecia zwycięstwa Polski nad Rosją. Wciąż słyszę i czytam o wojnie bolszewickiej i  o naszym zwycięstwie nad bolszewikami. Zastanawiam się, jak też wojnę tę określa strona przeciwna? czy mianowicie pobita Rosja wojnę tę nazywa wojną z Piłsudczykami? Sądzę, że nie i sądzę, że Rosja nazywa tę wojnę słusznie wojną polską nie troszcząc się, które z polskich ugrupowań wywarło decydujący wpływ na rezultat wojny, lub kto dzierżył wówczas ster nawy państwowej. Cóż i nas obchodzić może, która z partyj sąsiedniego narodu, co to znów targnął się na naszą wolność  w danym momencie dziejów naszych dzierżyła władzę i prowadziła rosyjskie wojska na Warszawę i Przeć Koalicja nie nazywa wielkiej wojny wojną z cesarzem, lecz wojną z Niemcami. Używana u nas mylnie nazwa wojny bolszewickiej spacza dla potomności istotę, znaczenie i wartość zwycięskiej wojny i zdaje się dowodzić, jakoby Polska pobiła jedną z rosyjskich partyj nie zaś Rosję. Tym samem prawem można by mówić o dawniejszym zwycięstwie Rosji, będącej w sojuszu z jedną z polskich partyj - Targowicą, nad polską partią Barską. Tymczasem wówczas Rosja pokonała Polskę, jak w r. 1920 Polska Rosję. O wojnie bolszewickiej wygranej przez Polskę, może mówić z pewnym uzasadnieniem cała reszta Europy (poza Polską), gdyż Europie nie Rosja zagrażała, lecz bolszewizm,  gotujący się do wzniecenia powszechnej rewolucji proletarjackiej. Dla nas nie tyle ważną była zmiana ustroju społecznego, co możliwość utraty odzyskanej dopiero niepodległości; dla czegóż tedy mamy w nazwie wojny podkreślać bardziej kwestię ustroju, niż kwestię niepodległości, w imię której biliśmy się i zwyciężyliśmy? Zwycięstwo nasze nad Rosją zgodne też jest z istotnym faktem historycznym: przeciw nam walczyła Rosja (a bez wątpienia każda inna, nie bolszewicka Rosja w ówczesnej sytuacji byłaby również ruszyła na Warszawę.) Żaden odłam rosyjskiego narodu nie stał po naszej stronie, (jak ongiś Targowica po stronie Rosji), żaden nie walczył z nami przeciw rosyjskiej partii komunistycznej; przeciwnie, wszystkie bodaj kierunki polityczne Rosji żądały zgodnie przywrócenia dawnych granic carskich. Przeciw nam walczyła Rosja i naszą dumą narodową przekazaną potomności, winno być pobicie tej przeogromnej potęgi, która zagrażała przez całe wieki Rzeczypospolitej, która w wiekowym zmaganiu, bita przez nas po wielekroć, powaliła nas wreszcie, ujarzmiła i za nic nas miała, że oto ta wiecznie wroga nam siła znów poczuła na sobie ostrze miecza Zygmuntów, Batorych. Wojna w r. 1920 toczona przez naród, który wczoraj nic nie znaczył, że nawet nie był wymieniony na politycznych mapach Europy, a nagle powalił kolosa, który swym goljatowem cielskiem rozwalił się szeroko, pokrywając ogromną połać ziemskiej półkuli,  to wielkie ogniwo historycznego łańcucha, ogniwo złotem szczerym błyszczące - to też niech ono będzie nazwane właściwym imieniem! Nie dość na tym. Nazwa wojny bolszewickiej zdaje się wskazywać potomnym (a może i niektórym współczesnym?) na grozę niebezpieczeństwa rosyjskiego komunizmu, a usuwać z naszych pojęć możliwość niebezpieczeństwa rosyjskiego, które, jako takie, (zwłaszcza przy historycznym akompaniamencie niemieckim) jest dla Polski bez porównania groźniejsze. A jednak nasi rzekomi narodowi i rzekomi demokraci tyle okazują skłonności do matuszki Rosji w jakiej bądź postaci, że zdaje się, ja koby woleli, by pamięć roku 1920 w ogóle zgasła i historia nasza by się nie utwierdzała tak wyraźnie w przyszłych pokoleniach. Nie odchodźmy jednak od tematu. Reasumując powyższe uwagi, zgodzić się winniśmy na jedno: z którejkolwiek strony rozważymy kwestię nazwy naszej ostatniej wojny, zawsze narzuca się nam jedna racja »i jedna prawda historyczna: W roku pańskim 1920 Polska, pod wodzą Piłsudskiego zwyciężyła Rosję. 

Jerzy Hulewicz 1930 r. 

Popularne posty

Galeria zdjęć


Darmowe fotoblogi

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *