Nie sądziłam, że kiedyś moje miasto wyda mi się tak dojmująco obce
- jak obce są już barki pływające na rzece.
Pozostaję jednak z głuchą tęsknotą, by w niemrawe brzegi
zawiał gorączkowy gwar dziania się, mnożenia i życia
Patrzyłam z oddali na ulubione zakątki, przecież się tu wychowałam.
Wydawało mi się, że się tu zadomowiłam.
Wydawało mi się, że historia się skończyła,
a teraz będziemy wrastać w tę ziemię, że będzie już tylko lepiej.
A tu niespodzianka!
Epokowe odkrycie: otóż wszystko przemija: nie tylko młodość, uroda i zdrowie.
Wszystko jest po coś dane, a ja wciąż nie umiem obchodzić się z tym!
Dary od Boga niefrasobliwie trwonię bez rachunku i bez faktury.
Rzeka z wolna płynie, wlekąc za sobą łachy piachu wspomnień
Klepsydra przesypuje się w rękach równo odmierzając zdarzenia
Jesteśmy na tym świecie jedynie przechodniami. Czas nie stoi, on ucieka
Nim zdążyłam dość zapuścić korzenie - woda uniosła mnie w dal
A ja uporczywie wczepiam się - jak powój - gdzieś u brzegu
I choć wiem, że to beznadziejne - zbieram kamyki do kieszeni
by choć one zatrzymały mnie na dłużej.
Poniosę je przed oblicze Matki Boskiej - Przewodniczki
- Kresowej Madonny, którą babcia przytaszczyła uciekając w popłochu przed barbarzyństwem.
W spadku dostajemy z reguły jakiś nieznośny ciężar do uniesienia,
jakieś trudne zadanie do wypełnienia, niechcianą powinność do spełnienia
A tu co? Ludzka nędza przędzie pajęczyny, bezgłośny rechot upadłego błąka się po krzakach.
Wiatr od rzeki kusi i pociąga. Słońce zachodzi, wieczność czeka
Pozostaje tylko ufność, że On jest wciąż miłosierny.